Tak jak książki nie ocenia się po okładce, tak artykułu ani informacji prasowej lepiej nie oceniać po… tytule. Tak – on jest ważny (może być “hot” albo “not”), ale dopiero lead – często znany jako magiczna formuła odpowiadająca na pytania: kto? gdzie? kiedy? z kim? co? – dostarczy nam (lub nie) pełniejszego wrażenia i poczucia, żeby czytać (lub nie czytać!) dalej. Zaryzykujesz lekturę? 😉
Lead to cztery do pięciu pierwszych linijek tekstu – często pogrubionych; bywa, że z emotikonami (to już zależy od kontekstu publikacji oraz grupy odbiorców), w których uogólnienia („lanie wody”) ani suche fakty się nie sprawdzą. Tak – potrzebujesz odpowiedzieć na wspomniane pytania. Spróbuj to zrobić ciekawostką, zagadką albo prowokacją, czyli czymś, co skłoni do dalszej lektury…
Lead i interpunkcja – dla Czytelnika!
W ostateczności zastosuj wielokropek (patrz: ostatni akapit) – interpunkcja pomaga! A jednak nie daje gwarancji tego, że ktoś przeczyta do końca. A może wcale nie potrzebujesz takiej gwarancji? Poprawnie skonstruowany lead, który spełnia swoją funkcję, zostawi odbiorcę w wystarczającą ilością informacji – bez przeciążania go detalami. Resztę piszesz dla wytrwałych (albo dla Google).
500 słów dla Google…
Wszystko, co pojawia się po części wytłuszczonej, to dodatki oraz doprecyzowanie tematu. Tekst może rozwijać się w nieskończoność – lub przynajmniej do minimalnych 500 słów, których potrzebuje wyszukiwarka Google, by dobrze pozycjonować nasze treści. Oznacza to, że przed osobą piszącą ten tekst jeszcze co najmniej 280 słów do wymyślenia, a osoba czytająca skończy lekturę być może już teraz… Albo i nie! Ponieważ sztuką pisania dłuższych tekstów jest umiejętność „rozmowy” z czytelnikiem – przewidywania jego zainteresowań i potrzeb oraz uwzględniania jego poczucie humoru i dystansu. Jeśli więc czytasz dalej, to Ciebie również bawi to, że tekst może (i powinien) być… grą!
Gra warta świeczki
Wróćmy więc do tytułu, który obiecywał treści dotyczące leadu. Kto? Znawcy PR-u oraz eksperci marketingu. Gdzie? Na swoim blogu. Kiedy? Jesienną porą. Z kim? Z czytelnikiem. Co? Prowadzą rozważania dotyczące dobrego leadu.
I co w związku z tym? – oto pytanie coachingowe, które również warto wziąć pod uwagę. Odpowiedź na nie leży po Twoje stronie. Czy ten tekst jest pomocny? W jaki sposób z niego skorzystasz? Może spróbujesz napisać swój własny lead albo stworzysz „Galerię Dobrych Początków”?
To się da wyćwiczyć!
Są osoby, które pisząc tekst zaczynają właśnie od cytatu lub innej mocnej myśli. Ludzie, którzy doskonale wiedzą, co chcą przekazać i wiedzą, jak to zrobić w konkretny i zachęcający sposób. Brawo!
Są również i tacy, którzy zanim dojdą do leadu, potrzebują się… rozpisać. Uniwersalna rada brzmi: po prostu zacznij ubierać w słowa to, co masz do przekazania. Zacznij od tego, co na pewno wiesz. Napisz kilka zdań, akapit albo dwa. Lead przyjdzie z czasem albo… na końcu!
Początek, który powstaje na końcu
Są bowiem osoby, które lead pozostawiają sobie na deser i piszą go na tak zwanym szarym końcu. Dzięki temu po napisaniu kilku akapitów i osiągnięciu magicznego minimum 500 słów (do którego i ja się zbliżam) widzą i wiedzą, o czym jest tekst – po czym konstruują lead. Czasami ze zdań, które już są; czasami z cytatu; innym razem od podstaw.
To tak, jak z pisaniem wprowadzenia dopiero wtedy, kiedy znany już jest w całości tekst książki. Trzeba bowiem wiedzieć, w co się czytelnika wprowadza. A kiedy już wiadomo – to trzeba to zrobić. Jak najwdzięczniej!